sobota, 2 maja 2015

VIII

The wedding

     Założyłem świeżo wyprasowaną białą koszulę, a na nią garnitur w kolorze czarnym - granatowe są zbyt unowocześnione, a ja jestem zbyt sentymentalny - wygładziłem rękawy i zacisnąłem czerwony, lśniący krawat. Podniosłem wzrok na lustro. Stał za mną mój najdroższy przyjaciel - uśmiechał się. Uśmiechał się tak, jak nigdy się jeszcze nie uśmiechał, nie przy mnie. Jego oczy połyskiwały w delikatnej poświacie, jaką rzucała lampka zawieszona nad taflą lustra, były przepełnione smutkiem i rozczarowaniem.
 - Ładnie wyglądasz - zagadał. - Prawie tak ładnie jak Mary - opuścił głowę.
     Posłałem lustrzanemu Sherlockowi serdeczny uśmiech. Za kilka godzin rozstaniemy się na dobre, nie tak, jak po jego rzekomej śmierci. To rozstanie będzie bardziej bolesne, bardziej prawdziwe i bardziej będzie je przeżywał Sherlock, a nie ja, ja będę miał żonę, nowe życie, to będzie rozstanie z wyboru.
 - Wszyscy już gotowi - doszedł nas z dołu głos pani Hudson.
      Powoli, w milczeniu zeszliśmy do przedpokoju. Molly stała pod rękę z Gregiem, oboje promienieli radością. Obok czekała pani Hudson w delikatnej ciemno-różowej sukience, która nijak pasowałaby do każdej innej, typowej starszej kobiety. Brakowało tylko Mary Morstan.
 - Goście już jadą, panna młoda czeka ze swoją rodziną - wyjaśnił Sherlock.
 - Przecież ona nie ma tutaj rodziny - posłałem mu ostrzegawcze spojrzenie, byłem pewny, że to on coś kombinuje, coś, co potencjalnie może zepsuć mój ślub.
 - Nie ma całej rodziny, czy tylko rodziców? - słusznie poprawił mnie Sherlock.
 - Ro... - wzruszyłem ramionami. - Nawet nie wiem.
 - No, to będzie niespodzianka - klasnął w dłonie. Wiedziałem, że coś podejrzewa, Lestrade chyba też to wyczuł.

***

     Kościół otoczony był małym parczkiem, przepełnionym drzewami przypominającymi drzewa wiśniowe. Słońce oblewało dziedziniec żarem, dosłownie. Dla mnie, jako prawdziwego anglika z krwi i kości, taka pogoda była nieprzyjemnym zaskoczeniem. Cały rok niebo waha się, czy chce zalać Londyn, czy może tylko nastraszyć jego mieszkańców. Powinienem się cieszyć, ale upał był nie do wytrzymania.
     Przyjechaliśmy pierwsi, nie było jeszcze ani gości, ani panny młodej, ani nawet księdza. Jak dowiedziała się pani Hudson, wszystkich zatrzymały korki. Anglicy wypłynęli na ulice w poszukiwaniu zacienionych miejsc, dobrych na rozstawienie piknikowego kosza. Londyn sam w sobie jest miastem "dość" ruchliwym, a co dopiero dzisiaj. W taki gorąc każdy powinien siedzieć w domu i zajadać się lodami Häagen-Dazs.
    Znaleźliśmy zacienioną ławkę pod jednym z kwitnących drzew. Każda gałąź dosłownie uginała się pod nadmiernym ciężarem białych kwiatów. Z każdym podmuchem upragnionego wiatru, powietrze przesiąkał silny kwiatowy zapach, trochę nieprzyjemny - ja jestem raczej przyzwyczajony do zapachu sal szpitalnych, chemii.
 - Macie już na oku jakiś dom? - rozpoczęła rozmowę Molly.
     Sherlock jeszcze nie zdążył usiąść, a już zaczął wstawać. Unikał tematu przeprowadzki, jak tylko mógł. Nie warto było go zatrzymywać, więc pozwoliliśmy mu odejść. Zatrzymał się kilka metrów dalej, oglądając z przesadnym zaciekawieniem przekwitnięte już, zbrązowiałe płatki kwiatów.
 - Nie, Molly. Nie mamy - poczułem się winny, że ją zbyłem, ale taka była prawda, nawet nie zaczęliśmy z Mary oglądać żadnych domów.  Słuszne było moje poczucie winy, Molly chyba poczuła się urażona i niechciana, bo przez kolejne kilka godzin ani razu się już do mnie nie odezwała.
     Niezręczna, gęsta cisza trwała niecałą minutę, ale zdawało się, że minęły wieki, kiedy tak siedzieliśmy i czekaliśmy aż powróci mistrz rozmowy Sherlock i naprawi atmosferę.
 - Jak sobie radzicie z basenowym mordercą? - zapytał inspektora, stając z tyłu ławki i opierając długie dłonie na drewnianym oparciu ławki. Na ten gest, wszyscy natychmiast odkleili plecy od brązowych, polakierowanych desek.
 - Super - odpowiedział wymijająco Greg, nie patrząc na detektywa.
 - Macie już podejrzanego? - ciągnął Sherlock.
 - Tak - Lestrade chyba zaczął być fanem mowy lakonicznej.
 - Potrzebujecie mnie?
 - Jak zawsze - Greg ze wstydem spuścił głowę.


     Sherlock nagle poweselał, minął ławkę, na której siedzieliśmy i usiadł na przeciwległej. Zarzucił nogę na nogę i milczał, budując napięcie.
 - Wszystko było zaplanowane. Nie aż tak, abym tego nie rozgryzł oczywiście - parsknął śmiechem. - Zauważyliście coś, co było nie tak? Coś, co nie pasowało do miejsca zbrodni?
 - Ciała? - zagabnęła Molly. - Ich ułożenie?
 - Blisko, Molly, ale nie - oczy detektywa zalśniły. - Ktoś jeszcze?
 - Zimno. - przypomniałem sobie. - Było zimno.
 - Dokładnie, John - Sherlock był wyraźnie zadowolony z siebie, ale i ze mnie, że nauczyłem się od niego tylu rzeczy. - Było zimno. Byliśmy w kurtkach, a na basenie zazwyczaj jest parno, duszno i gorąco, prawda? - wszyscy przytaknęliśmy.
 - Ktoś wyłączył ogrzewanie... - zaczęła pani Hudson, ale Sherlock jej przerwał.
 - Pani tam nie było, pani Hudson. Gdyby ktoś wyłączył ogrzewanie, to faktycznie zrobiłoby się zimno, ale nie tak szybko. Ktoś przefiltrował powietrze.
 - Masowe zatrucie -  Molly zakryła dłonią usta. - Ktoś rozpylił zabójczy gaz na basenie.
 - Tak. Dlatego nikt nic nie zauważył - Holmes był w swoim żywiole. - Trucizna powoli się ulatniała, wypełniając powietrze przy suficie, tam gdzie cieplej, a podczas konwekcji, zabójcza chmura opadła i wszyscy obecni na basenie truli się równocześnie.
 - Morderstwo bez brudzenia rękawiczek - Lestrade wyrwał się z transu, w który popadał zawsze, kiedy słuchał Sherlocka. - Sprytne, ale co z układem ciał?
 - Nie ma nic do rzeczy. Kompletnie.
 - Jak to? - Molly wstrząsnął dreszcz, a mnie nagle się przypomniało o wspaniałej pogodzie.
 - Fale zawsze włączone są na jednym z końców basenu, ludzie mimowolnie upadali razem z prądem wody.
     Byłem zaskoczony, jak cała reszta. Dałbym sobie rękę uciąć, że ciała tworzą jakiś symbol, jakąś wiadomość, a to tylko... zwykły przypadek?
 -  Ale kto to zrobił? - Greg widocznie nie mógł uwierzyć w banalność tej zagadki.
 - Och, są już goście! - Sherlock go albo zignorował, albo faktycznie przejął się ślubem, albo nie miał pojęcia, kto mógł stać za wymordowaniem pływaków.

***

    Gotyckie kościoły zawsze były moimi ulubionymi, nawet te barokowe nie podobały mi się tak bardzo. Strzeliste wierze, grube kolumny i ogromne okna, wpuszczające optymalną ilość światła do budynku.
     Ławki przyozdobione były białymi różami, równie białymi aksamitnymi wstążeczkami i wielkimi (także białymi) kokardami. Ze stropu zwisały maleńkie lampiony, jak można się domyślić - w kolorze białym. W środku zapalone były jeszcze mniejsze świeczuszki. Zakładam, że to wszystko jest zasługą Molly, a nie Sherlocka.
     Kościół powoli zapełniał się ludźmi, miałem ochotę ich wszystkich powitać osobiście, ale zatonąbym w uściskach. Zaczynały mi się pocić ręce, spoglądałem raz na pełnego spokoju księdza, który był gotów już zaczynać ceremonię, raz na Sherlocka, który stał po mojej stronie ołtarza, a raz na Molly, która czekała na wejście Mary.
     Zabrzmiały organy, dokładnie takie, jak podczas filmowych ślubów. Dopiero teraz zalała mnie prawdziwa fala gorąca, upalna pogoda w porównaniu z tym była niczym. Ostatni raz rozglądnąłem się po sali, wszyscy stali zwróceni w stronę drzwi wejściowych, przeniosłem wzrok na Sherlocka. Nie uśmiechał się, był raczej skupiony. Bardzo skupiony, jakby na coś czekał. Ale nie czas na zastanawianie się nad tym.
     Utkwiłem wzrok w otwartych drzwiach, oczekując na moją przyszłą żonę. Każda sekunda się dłużyła, jak wtedy, na ławce. Przestałem słyszeć muzykę, ale wiedziałem, że ona wciąż grała. Pojawiła się Mary. Była piękna, piękniejsza niż zwykle. Długa biała suknia ciągnęła się za nią, rozkloszowana na dole. W dłoniach trzymała bukiet bladoróżowych róż, a na ustach miała śnieżnobiały uśmiech. Blond włosy spięła w ciasny kok, tylko kilka krótkich pasem spływało po bokach. Byłem szczęśliwy, tak bardzo szczęśliwy, że mógłbym w tym momencie podbiec do niej, uścisnąć ją. I wtedy zobaczyłem to, na co tak czekał Sherlock. Mary towarzyszył on... James Moriarty.

9 komentarzy:

  1. Literatura i mądrość zawarte w tekście to naprawdę arcydzieła .

    OdpowiedzUsuń
  2. Literatura i mądrość zawarte w tekście to naprawdę arcydzieła .

    OdpowiedzUsuń
  3. Ah ten Moriarty. Nie możesz wiedzieć, gdzie i kiedy się go spodziewać :)
    Czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Śluby są piękne... chociaż, ja chodzę na nie tylko ze względu na jedzenie... xD
    Zawsze na ślubach są dewolaje, uwielbiam je jeść :3 Aż mi ślinka naciekła do ust... ech!
    John strasznie się stresuje... a Sherlock coś kombinuj!
    Gdy on się uśmiecha... wiedz, że dzieje się coś niedobrego!
    Tak, nie mogłam się powstrzymać :3
    Hmm... moim zdaniem śluby są tandetne, a moja dusza romantyczki poszła i kwiczy z zachwytu nad dekoracją, bo ona też chce coś takiego. Zaś moja cyniczna strona wyśmiewa się jej, bo takie śluby jak z bajki, na pewno kosztują nie mało! Poza tym, kto ośmieliłby zaprosić mnie o rękę? Z pewnością nie pojęłabym aluzji... yhm...
    Właściwie, kto to jest Moriarty? *Sprawdza* Ach! To jest wróg Sherlocka! Nazywa się profesor James Moriarty, tak? :3 Sprawdziłam!
    Hmm... to zaś sprawia, że czuje pewien niepokój, bo skoro pojawia się on rzadko, a Sherlock mimo wszystko wyglądał, jakby go oczekiwał... no i idzie wraz z Mary... Wow... mój mózg eksplodował! Po prostu boje się zadać takie pytanie, bo naprawdę polubiłam Mary, a nie chce, aby Johny zaznał cierpienia :(
    Czasami Holms mnie denerwuje... ja rozumiem, że chce uchronić przyjaciela przed błędami, ale trochę przypomina mi niezrównoważoną psychicznie matkę, która za nic nie chce oddać swojego synka i pozwolić mu dorosnąć!
    Sprawa z zabójcą na basenie nadal jest gorąca ja bułeczki! *suchar - pierwsza klasa!*
    Wow... dopracowałaś do ze szczegółami, nie ma co! Do tej pory myślałam, że ciała są ułożone tak specjalnie... Sherlock rozwiał moje domysły i na tę chwilą nie mam żadnego pomysłu, kto mógł zabić. Prawdopodobnie jakiś psychopata... to z pewnością jest prawda... chyba...
    Szkoda, że rozdział taki krótki :( Co nie zmienia faktu, że był feeryczny, intrygujący, przewspaniały, genialny, zagadkowy, bajeczny i apolliński :D
    Ach! Zapomniałam wspomnieć o psuciu atmosfery... cóż, nawet gdy człowiek jest szczery, my kobiety i tak potrafimy się obrażać, nawet jeżeli oczekujemy prawdy... Molly... nasza logika często mnie samą wprowadza w zadumę. Bo tam taki przykład z mojego życia: Oczekiwałam od chłopaka róż, białych róż, a gdy ten domyślił się czego chce, to uznałam to za tandetny prezent i zaczęłam się boczyć... Moja logika mnie rozwala *przybija mentalnie piątkę z Molly*.
    Zaś John mnie zaskoczy, gdyż przewidział jej zachowanie... wow! Poważnie!
    Zastanawiam się, jak wyglądał małżeństwo Molly... *oczami wyobraźni widzi ziejącą ogniem smoczycę*... hmm... nie wiem, czemu tak to widzę.
    Plotę dwa przez dwa, więc już się pożegnam :)
    Życzę morza weny, góry pomysłów i mnóstwa czasu wolnego!
    Bussis! :3

    OdpowiedzUsuń
  5. OCH.
    *patrzy w miejsce, gdzie pojawił się Moriarty*
    ALE JAK TO.
    Przepraszam, że nie zajrzałam wcześniej, czasem nie ma nastroju na czytanie i zachwycanie się. Ten Sherlock taki chłodny, tajemniczy, tu jedno, tu zagadka, argh.Ta rodzina mnie zmyliła, a tu takie buty. Te lody, lody mi się spodobały. Lubię, kiedy ktoś pisze o czymś konkretnym (nie sprawdziłam, czy one naprawdę istnieją, ale to już mniej ważne ☺). Co ta Molly taka obrażalska, co jest? ^_^ Rozwiązanie zagadki całkiem fajne, wczytałam się, zrobiłam ':o'
    A, i rozstanie z wyboru. Ładnie, ładnie.
    Ale w tym kościele... Dżisas, Morgi, aż się za serce złapałam.
    Bo ty zła kobieta jesteś.
    Teraz kilka uwag. 'Kościół otoczony był [...]' - to zdanie jest dziwne, może je przemyślisz? Dwa przecinki zgubiłaś, przed 'aż' i gdzieś tam jeszcze >.< Czy coś więcej... chyba nie, ogólnie to jesteś genialna.
    Pisaj dalej, ja znikam ♥
    Reg

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurde, moja nadzieja na drugi rozdział poprzedniego opowiadania się nie ziściła. :c
    Z drugiej strony skoro zaczęłam już czytać opowiadania, to chyba zacznę to od początku.
    W każdym razie daj mi znać, kiedy będzie kolejna część tamtego.
    Pozdro. :3

    OdpowiedzUsuń
  7. Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award :) Po więcej informacji zapraszam do tego posta: http://onedirectionforeveryyou.blogspot.com/2015/06/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  8. Super opowiadanie, bardzo mi się podoba, przeczytałam tylko to i zamierzam przeczytać więcej twojej twórczości :)). Mam zamiar nadgonić, i przeczytać wszystko co tylko napiszesz, bo piszesz naprawdę bardzo, bardzo ładnie.

    http://gdyzgasnaswiatla.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Zostałaś nominowana do LBA, po więcej informacji zapraszam do nowego postu :)

    OdpowiedzUsuń