wtorek, 20 października 2015

A4

Ostatnia grupa opuściła Strefę, zabierając ze sobą wszystkie pozostałe mapy – w razie czego. Trzech chłopców prowadził Maday, najstarszy i najsilniejszy z nich wszystkich, choć jego imię mogłoby sugerować całkowitą odwrotność. Mihno, który przed chwilą pozbył się swoich ostatnich przeklętych dzieł, patrzył na znikających w labiryncie przyjaciół i zastanawiał się czy dobrze zrobił, posyłając ich na pewną śmierć.

Atmosfera od wczoraj była napięta, nikt z nikim nie rozmawiał, nawet na siebie nie patrzyli. Nikt z nikim się nie żegnał, nikt nikomu nie życzył powodzenia. Wszyscy żyli jakby snem, czy grą, której już pierwszy poziom okazał się zbyt trudny. 
 
              Zostało ich około dwunastu, licząc razem z Minho, porozrzucanych po całej strefie. Ktoś poszedł o świcie do lasu, nadal nie wrócił, pewnie już wcale nie wróci. Jeśli nazywać rzeczy po imieniu, w Strefie zostały prawie same ofermy i może ze trzech chłopców zdrowych na rozumie, którzy wiedzieli, że mimo wszystkiego, co usłyszeli na wczorajszym zebraniu, to właśnie w Strefie wciąż są bezpieczni i tylko z Minho mają szansę ewentualnej ucieczki, nawet jeśli ta miałaby nastąpić za sto lat... aha i został też Newt!
 

            - Zbiórka, sztamaki! - dosłownie wydarł się dowódca.



             Wszyscy niechętnie się podnieśli, zostawiając swoje zajęcia, czyli grzebanie patykiem w piachu lub zwykłe siedzenie z głową na kolanach. Wlokąc się prawie jak zombie, stanęli przed Mihno, gotowi do zbiorowego odstrzału.

             - Słuchajcie uważnie – gdzie zniknął ten zdołowany człowiek, który wczoraj wprowadził w rozpacz całą wieś? - Nie mamy dużo czasu. Około godziny musi nam starczyć – jego oczy przepełnione czymś, co Streferzy w tej chwili nazwaliby szaleństwem, wprowadzały zebranych w coraz większy niepokój, niektórzy nawet zrobili krok w tył. - Pewnie nieraz spotkaliście te małe gnojki, Żukolce? 



              Jeden po drugim, każdy kiwnął potwierdzająco głową, nawet Newt, który szczerze mówiąc, nie miał pojęcia o czym plecie skośnooki.

              - Musicie je wszystkie wybić, co do jednego, w ciągu godziny... mówiłem już, że w ciągu godziny? 

             Okej, trochę dziwna prośba, a raczej rozkaz, bo ci, co zostali, zostali właśnie po to, by wykonywać rozkazy największego kozaka tego świata, i nie, nie o grzyby tu chodzi.

            - Mamy do końca naszych marnych żyć, łapać jakieś robale? 

            - Jeśli znajdziecie wszystkie, a przynajmniej większość, wasze życie może być jeszcze bardzo, bardzo długie i zaskakujące – uśmiechnął się, zamykając oczy, albo może odwrotnie... w każdym razie, zrobił dość dziwaczną minę, nawet jak na Azjatę, chociaż to bez znaczenia. - Lecieć! 

*** 

             Z niemałym oporem ze strony zarówno ludzi, jak i roborobaków, w końcu udało się oczyścić teren. Chyba każdy czuł się trochę niezręcznie, chodząc zgarbionym, wypatrując na ziemi jakichś małych stworzonek, tylko po to, by je zabić, czy unieruchomić. Prawie jak wykwintne polowanie na jelenie, prawie. 


             Ostatnia para szukających dołączyła do grupy i Minho powrócił do swojej przemowy:

            - Ogay, kamery mamy z głowy – mruknął, jakby odznaczał swoją listę rzeczy do zrobienia. 

            - Kamery? - powtórzył z niedowierzaniem jeden ze starszych. 

            - Uuuhm. 

            - To tyle? - włączył się ktoś inny. 

            - Uuuhm. 

            - Kamery w Żukolcach? - Newt, dowiedziawszy się już, czym są te małe machiny i że znaleźć je można dosłownie wszędzie, wszedł do gry. 

            - Uuuhm – czy mu się zdawało, czy Minho właśnie odznaczył sobie ptaszka niewidzialnym długopisem z niewidzialnym atramentem na niewidzialnej kartce w niewidzialnym notesie? - Aha, tak, o to wam chodzi... 

           Chłopcy tylko popatrzyli po sobie z porozumiewawczymi, drwiącymi z przywódcy minami. Dlaczego właściwie dalej siedzieli tu z tym świrem? Ach, no przecież, tak... nie mieli wyjścia, w przenośni i dosłownie.
    - Jestem z DRESZCZ-u, wiecie – oczywiście, że wiedzą, przecież biega w stroju, który dał mu właśnie DRESZCZ, zbiera plony, których ziarna przysłał właśnie DRESZCZ, a co najważniejsze, znajduje się w tym cholernym labiryncie, który najprawdopodobniej również podarował mu DRESZCZ. 
        
    - My też, no i co? - ten to już w ogóle wyglądał, jakby zaraz miał sprawdzić wytrzymałość czaszki Minha. 

    - Ha, ha, ha, ale śmieszne. Ja jestem z tego DRESZCZ-u DRESZCZ-u, tego na dole, tego, co was tu wszystkich pozamykał. Jestem szalonym naukowcem, rozumiecie? - szalony, może faktycznie, ale do naukowca było mu co najmniej daleko. 

    - Co ty odwalasz? - tego Newt zdążył poznać, to był Zack, Zart, czy coś w tym stylu, na pewno na 'Z'. - Chcemy się widzieć z Albym. 

    - A właśnie, gdzie jest Alby? - piegowaty rudzielec zaczął nerwowo rozglądać się po polanie. - I gdzie reszta Zwiadowców? Przecież oni na pewno nie wróciliby do labiryntu, przecież sam nam wczoraj o tym mówiłeś, że Zwiadowcy zostają w Strefie, no więc... gdzie są?

    - Możecie ich poszukać tam – przyłożył palec do oka, robiąc z niego celownik, po czym gwałtownie wyprostował rękę, wskazując w kierunku lasu. - Możecie poszukać ich na drzewach – i wybuchł histerycznym śmiechem. 

    A więc Mihno jednak zwariował...

    - Słuchajcie, sztamaki – czy to zaginiona cząstka świadomości próbuje przedrzeć się przez trującą skorupę wszelkiego rodzaju uczuć? - Chcę was stąd wyciągnąć, jasne? I wiem jak to zrobić, jasne? 

         Ciężko było wierzyć w te słowa, choć Minho sam w sobie wydawał się tak bardzo godny zaufania, no ale nie w tym stanie. Jednak coś, może ich zaginiona podświadomość wygrała z rozumem i chwilę potem wszyscy kierowali się już w stronę ciemnego labiryntu, biegnąc tuż za zwariowanym Azjatą.

    - Ogay, tutaj też mogą być Żukolce – zatrzymali się prawie jeszcze przed pierwszym rozwidleniem - więc macie, załóżcie to – podniósł grube pnącza bluszczu, odsłaniając schowane tam, czyste, ładnie poskładane ubrania zwiadowców, to nie mógł być przypadek, że akurat tak sobie tam leżały, ktoś musiał to przygotować, wiedząc ile osób będzie wchodziło do labiryntu, co więcej, wiedział też, kim będą te osoby, bo każdy miał tu strój pasujący idealnie na niego i tylko na niego. 

    - Jeszcze raz, co jest z tymi robalami? - zapytał Newt, przeciągając przez głowę skórzany niezbędnik Zwiadowcy. 

    - To kamery – wytłumaczył Minho już swoim zwyczajnym tonem. - Obserwują nas pracownicy DRESZCZU, dlatego właśnie musimy wszyscy wyglądać, jak zwykli Zwiadowcy, nagła ewakuacja całej Strefy byłaby podejrzana i właśnie dlatego posyłałem małe grupki z jednym samcem alfa na czele, by wyglądało to, jak zwykłe ćwiczenia, czy testy do naboru nowych Zwiadowców. My jednak będziemy udawać tą prawdziwą grupę, więc nawet nie próbujcie mi się zatrzymywać, kulić z bólu, czy nawet głębiej oddychać. Jesteście przyzwyczajenie do biegu, żołnierze! 

    - Super! - rozentuzjazmował się blondynek, stojący za Newtem. 

         Biegli jeden obok drugiego, w miarę utrzymując szyk, z przodu prowadził oczywiście Minho, a z tyłu kolumnę zamykał Newt, bo był jedyny, który już biegł tymi korytarzami i umiał się w miarę porządnie zachować, więc niczym matka, truchtał na szarym końcu, pilnując, aby nikt nie odłączył się od grupy.
         
         Z tego, co mówił Alby, labirynt nie jest wcale taki wielki, więc zakładając, że Mihno prowadził ich w najbardziej odległe miejsce, czyli wierzchołek kwadratu, jaki tworzyły mury, mieli do przebycia tylko dwa sektory, czyli najwyżej dwie długości strefy i jedną jej szerokość. Przywódca mógł ich też jednak wyprowadzić złym wyjściem, wtedy mięliby do przebiegnięcia spory kawał drogi, ale ta opcja była raczej mało prawdopodobna, zważając na to, jak przygotowana była trasa, ale przede wszystkim fakt, że właśnie tutaj czekał na nich ten ekwipunek. 
        
         Wbiegasz w jeden korytarz, widzisz ścianę kończącą go, skręcasz w lewo, dokładnie ten sam widok, tak jakbyś się w ogóle nie przemieszczał. 
       
         - Próbowaliście kiedyś zasadę prawej ręki? - krzyknął Newt do znajdującego się kilkanaście metrów przed nim Minho. 

          - COO? - chyba znajdowali się trochę za daleko od siebie, by pozwolić sobie na pogawędki przy świetle księżyca... księżyca?! 

         Prowadzący podniósł wzrok na czyste, ciemne niebo. 'Niech to szlag', pomyślał.

        - Słuchajcie, teraz dajemy z siebie wszystko, nie mamy wiele czasu! - co prawda ci, biegnący z tyłu, nie dosłyszeli polecenia, ale wszyscy zrozumieli przekaz i szereg za szeregiem zaczynali dodawać tempa, zadziałali tak, jakby byli dominem, albo głuchym telefonem.
Lewo, prawo, prawo, prawo i jakiś mały przesmyk. Nagle Minho się zatrzymał, a cała reszta wpadła po kolei na jego plecy, prawie strącając go w pustą przestrzeń, jaką kończył się w tym miejscu labirynt.

4 komentarze:

  1. "zastanawiał się czy dobrze zrobił, posyłając ich na pewną śmierć." - tak, minho, wybornie....
    minho, nie ładnie tak zapominać o swoim przyszłym najlepszym przyjacielu na świecie ok?
    aha, widzę, że newt ma dobrą opinię publiczną <3 tbh kozaki mi się bardziej z butami kojarzą xD
    prawie, czyli że wcale nie
    oKAY WHAT THE ACTUAL FUCK? ja myślałam, że okej, meanho się naoglądał jakiś k-popowych filmików i teraz udaje jimina, czy coś, ale tu się okazuje, że... że nie D:
    MINHO CO
    boże, to taka ironia, przecież on im chciał łby powyrywać
    ;-;
    "'Niech to szlag' pomyślał." - chyba przed "pomyślał" przecinek, chyba c:
    j a k m o g u a ś
    j a k
    p l s no
    ehhh, zakończyć na takim cliff hangerze jA CHCĘ WIĘCEJ WIEDZIEĆ. Czy spotkają Thomasa? CZY BĘDZIE NEWTMAS? *O* CZY THOMINEWT BĘDZIE? OBoŻetAk
    ekhm... *calm down u fengerl*
    oku, bardzo ładnie opisane, jak zwykle, zresztą. Twój styl nie zmienił się ani o odrobinę i wcale nie musi *nie chciałabym przynajmniej*, bo jest taki czysty, biały. Oryginalny.
    Czcionka ładna, problem solved widzę.
    A teraz no, dobranoc pchły na noc! <3
    i weny dużo, bo chcę wINCYYYJ

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki, że tak wpadasz po nockach :'))
      lupę Ci powinnam kupić do tej czcionki, zaraz poprawię
      pół godziny szukałam odnośnie czego tyczy się to 'prawie, czyli że wcale' XD
      tak, tak, dziękuję, poprawione c:
      widzę statek do zatopienia, woohoo!

      Usuń
    2. aha ok
      czyli się będziesz mścić ;____;
      jak możesz
      <3

      Usuń
  2. 25 year old Account Coordinator Dolph McFall, hailing from Smith-Ennismore-Lakefield enjoys watching movies like Aziz Ansari: Intimate Moments for a Sensual Evening and Community. Took a trip to The Four Lifts on the Canal du Centre and drives a Legacy. przeczytaj ten artykul

    OdpowiedzUsuń