sobota, 11 października 2014

I

 5 o'clock tea
     Baker Street, nic się tu nie zmieniło... z pozoru. Stoję przed potężnymi, ciemnymi drzwiami, kołatka jak zwykle przekrzywiona jest w prawą stronę. Biorę głęboki wdech, wchodzę. Rozglądam się po zatęchłym korytarzu, wszystko na swoim miejscu, pani Hudson pewnie nie miała powodu nic zmieniać, odkąd Sherlock "opuścił" mieszkanie zrobiło się tu cicho i spokojnie. Wdycham ten specyficzny zapach, gdy nagle w przedsionku pojawiła się przeraźliwie chuda kobieta w podeszłym wieku.
 - Oh, John, wejdź, właśnie zaparzyłam herbatę.
     No tak, godzina 17, pani Hudson zawsze o 17 popijała herbatę, typowa angielka.
     Już miała wchodzić do kuchni, gdy odwróciła się i palcem pomachała kilka razy pod nosem. Zrozumiałem dokładnie, o co jej chodziło.
 - Tak, zatrzymuję je, przynajmniej tymczasowo, chcę spróbować czegoś nowego.
 - Zacznij żyć, John, uśmiechnij się, wtedy na pewno spróbujesz czegoś nowego. Wiem, że jest ci ciężko, ale to już dwa lata, a przez te wąsy wyglądasz, jakbyś był w moim wieku.
     Przytaknąłem nieznacznie głową ,ale nic nie odpowiedziałem, pobiegła do kuchni, a ja wytarłem porządnie buty, aby nie nabrudzić świeżo umytej podłogi i też wszedłem do kuchni.
     Pani Hudson krzątała się po całym pomieszczeniu, raz po raz rzucając mi gniewne, a jakby zatroskane spojrzenie.
 - Przepraszam, wiem, że powinienem odpowiedzieć na wcześniejsze zaproszenia.
 - Tak, powinieneś, ale tego nie zrobiłeś, więc nie roztrząsajmy tematu.
     Uderzyła porcelanowym czajniczkiem o blat stołu, wrzątek ochlapał biały obrus. Kobieta wcale się tym nie przejęła, nalała napoju do dwóch małych filiżanek w róże. Wziąłem mały łyk i natychmiast się skrzywiłem. Słodka, herbata była słodka, zbyt słodka. Pani Hudson chyba zobaczyła mój niesmak.
 - Wybacz John, zapomniałam, że nie słodzisz. Skoro nie będziesz już tego pił, może od razu pójdziemy na górę, wiem, że tego chcesz, poza tym masz gościa.
     Wstałem i pomaszerowałem stromymi schodami tuż za Panią Hudson. Byliśmy już na szczycie, kiedy odwróciła się do mnie z miną tak poważną, jakby zaraz ktoś miał umrzeć.
 - Spokojnie John, to może być dla ciebie szok, ale nie rób nic głupiego.
 - Pani Hudson, chciałem to Pani powiedzieć już dawno, zna...
     W tym momencie otworzyły się drzwi, a stał w nich nie kto inny, jak sam Mycroft Holmes. Zaprosił mnie gestem ręki do środka, usiadłem na ciemnozielonym fotelu i dopiero wtedy zdałem sobie sprawę gdzie jestem. Oczywiście wiedziałem, że jestem na Baker Street, ale widok Mycrofta tak mnie zdezorientował, że wpadłem do starego mieszkania, nie zwracając na nic uwagi, jakby wszystkie wspomnienia związane z tym miejscem nagle zanikły.
     Zasłony nie przepuszczały światła, podszedłem do nich, by je rozsunąć. Wtedy zobaczyłem, że kompletnie nic się tutaj nie zmieniło. Wokół unosił się kurz. Na ścianie namalowana była żółta buzia, podobna do logo Nirvany. Postrzelona. Wszędzie porozwalane były rzeczy Sherlocka, były dokładnie w tym samym miejscu, co w dzień jego śmierci. Pani Hudson widocznie także go brakowało, nie wynajęła lokalu nikomu, nie wywaliła tych śmieci. Jestem jej za to wdzięczny.
     Wróciłem na swój fotel i spojrzałem na Holmesa.
 - Witaj, John - usłyszałem chłodny głos Mycrofta. - Mam dla Ciebie dobrą wiadomość.
 - Tak, pani Hudson powiedziała, że może być to dla mnie szokujące. Czego chcesz?
 - Mój drogi brat, a twój przyjaciel... on żyje - uśmiechnął się krzywo.
 - Słucham?! - zatkało mnie. - Skoro sprowadzasz mnie tutaj, na Baker Street, to znaczy, że masz mi coś ważnego do powiedzenia. Mówże wreszcie o co chodzi i nie próbuj mi wmówić, że Sherlock żyje, słyszę to codziennie od obcych mi ludzi!
 - Nic więcej nie mam Ci do powiedzenia, pozwól, że Cię pożegnam - okręcił swoją parasolką, o którą był oparty. - Miło było Cię widzieć, ale bardzo się śpieszę, sprawy państwa - i opuścił pokój.
Siedziałem wbity w oparcie krzesła. Rozmawiałem z Sherlockiem przez śmiercią, widziałem upadek, widziałem ciało, nie czułem pulsu, byłem na pogrzebie, przecież to oczywiste, żeby on żył, musiałby być Bogiem!
 - To prawda, John - powiedziała cicho pani Hudson.
 - Co jest prawdą? - odparłem nieprzytomnie, porzucając swoje myśli.
 - On żyje, Sherlock Holmes żyje.
     Tego było za wiele, bez słowa wyjaśnienia wypadłem na korytarz, zszedłem na dół potykając się o każdy stopień i trzaskając drzwiami opuściłem budynek.
Stałem chwilę na środku chodnika, starałem się ochłonąć, nie, to nie było do zrobienia. Machnąłem ręką na taksówkę, a ta natychmiast zatrzymała się tuż przy mnie. Nie wiedziałem dokąd chcę pojechać, chciałem być po prostu sam na sam ze swoimi myślami.
 - Proszę jechać, do przodu, będę pana kierował.
Czarny wóz ruszył, a ja nadal nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem.
 - W prawo.
     Samochód skręcił w prawo, przypomniała mi się pierwsza zagadka, jaką rozwiązałem z Sherlockiem, ta podczas której zostaliśmy przyjaciółmi, podczas której uratowałem mu życie, ta, podczas której mordercą był taksówkarz. Przeszedł mnie dreszcz.
 - Teraz w lewo - ale kierowca nie słuchał - Powiedziałem w lewo!
Nie usłyszałem żadnej odpowiedzi, a taksówka nadal nie skręcała...

9 komentarzy:

  1. Czy ty... Co ty... *hiperwentyluje*
    JAK MOGŁAŚ?!
    Tyle tego w jednym, krótkim rozdziale, chcesz zamordować biedną Parasolkę ;-;
    Po pierwsze: wonsy. Są wonsy. Wonsy, których nie lubi pani Hudson. Wonsy. Muszę przyznać, że bardzo mi się spodobało, jak John wytłumaczył ich posiadanie. Spróbować czegoś nowego. Ładnie, bardzo ładnie. I do tego - szczerze - przez jakieś pół minuty zastanawiałam się, po kiego grzyba pani Hudson macha mu palcem przed nosem. Mistrzowsko wprowadzone.
    Po drugie: poruszony temat tego, że John nie odwiedzał wcześniej Baker Street. Cieszę się, że nie przemilczałaś tego.
    Po trzecie: John nie słodzi herbaty. Tak, bardzo mi się podoba ten fragment.
    Po czwarte: #Sherlocklives yeah :)
    Po piąte: jasna chorela, taksówka! Gdzie go wiozą, no?!
    Po szóste: Dlaczego wstawiasz takie megasuper zdjęcia, naprawdę. Chcesz mnie zamordować tym Martinem, przyznaj.
    Co mi lekko zgrzytnęło: trochę mało wspomnień, po wejściu do mieszkania; rozrzucone rzeczy (sądzę, że pani Hudson przynajmniej by je jakoś poskładała, no ale nie wiem); pani Hudson mówiąca 'Sherlock Holmes' (jakoś nie widzę jej mówiącej o Sherlocku po nazwisku, już bardziej Mycroft); plus kilka błędów natury estetycznej, typu brak spacji przed myślnikami, niektórych kropek i przecinków przed imieniem Johna. Ale to tylko takie moje, a ja mogę się wypchać.
    Wiesz, jeszcze nigdy nie napisałam tyle o takim krótkim rozdzialiku. Rany ;w;
    To było świetne, kurczę. Czekam na następny.
    (I jak znowu wstawisz jakieś boskie zdjęcie któregoś z nich, to serio zaliczę zgon. teraz żyję, bo to zdjęcie znam.)
    Parasolka 8)

    OdpowiedzUsuń
  2. NIEMACZASUNASPACJEZBYTCUDOWNEŻEBYBYŁOPRAWDZIWEPOPROSTUUMIERAMZZACHWYTU!
    Pięknie napisane, prawdziwie. Umiesz się bardzo dobrze czuć i opisywać perspektywy z punktu widzenia innych.
    GREJT!
    Tak. Zabiłaś mnie również tym zdjęciem ;-; Zgiń, maro, poczwaro! ;-;
    Ech...Masz naprawdę wielki talent.
    Reakcja Johna była trochę taka.... Zbyt sztuczna. Moim zdaniem powinnaś tą scenę rozłożyć.
    Ale i tak było świetnie ;u;
    Intrygujesz, dziewczyno, tą taksówką ;-;
    WIĘCEJ.
    Chcę.
    WIĘCEJ.
    Proszę?
    c:

    OdpowiedzUsuń
  3. O ja ale super!
    Ach te wąsy. :)
    I taksówka.
    Czekam na więcej. :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz, jeśli mam być szczera, po tym poście o creepersach na Twoim drugim blogu, myślałam, że tutaj nic dobrego nie może mnie spotkać. W komentarzu na moim blogu, jako pierwszy blog, wpisałaś ten, więc podejrzewam, że zależy Ci na zdobyciu czytelników. Przyznam, że jesteś na dobrej drodze i cieszę się, że wybrałam inną kolejność, jeśli chodzi o odwiedziny Twoich blogów ;)
    Lubię takie zaskoczenia.
    Mam zastrzeżenie do paru kwestii językowych, mam nadzieję, że się nie obrazisz, jeśli je tutaj wymienię :)
    "aby nie nabrudzić świeżo umytej podłogi".. zamiast "nabrudzić" pasowałoby bardziej "zabrudzić" albo "ubrudzić" jeśli używasz koniecznie slowa "nabrudzić" radziłabym przekształcić zdanie tak: "aby nie nabrudzić na świeżo umytej podłodze".

    "Przepraszam, wiem, że powinienem" za dużo przecinków ;D wystarczy ten po przepraszam :) podobnie w kolejnej części dialogu.
    "Zasłony nie przepuszczały światła, podszedłem do nich, by je rozsunąć." przed "by" jest niepotrzebny :)

    Ah ci londyńscy taksówkarze! Powiem szczerze, że jestem pod wrażeniem Twoich umiejętności. Co prawda, za Sherlockiem nie przepadam, ale kryminologia mnie bardzo interesuję, więc będę do Ciebie zaglądać, zobaczymy co dalej wymyślisz :)
    pozdrawiam
    moodybrown.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniały post. Widzisz są ludzie, którzy potrafią pisać, a ja to już tobie mówiłam od dawna. Tak za bardzo co do kwestii językowej nie przywiązałam uwagi,gdyż bardzo miło i lekko się czyta. Dziękuje, że wpadasz do mnie
    unperfact-girl-blog.blogspot.com // dalczegowlasniety.blogspot.com
    Dziękuje równeiż za każdy twój komentarz ♥
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam twoje opowiadanie, choć szczerze mówiąc nigdy jakoś nie czytałam opowiadań o Sherlocku. Nie mam zbyt dużej wiedzy o nim (nawet nie wiedziałam, że ma brata -_-), co jasno wyraża moją wiedzę o nim.
    Muszę z ręką na sercu wyznać, że twoje opowiadanie jest wciągające, gdy się zacznie nie można skończyć. Szkoda jednakże, że jest takie krótkie, skończyłaś nim akcja naprawdę się rozkręciła (choć trochę też narzekam ze względu na napięcie towarzyszące mi w oczekiwaniu na drugi rozdział). Masz bardzo lekki i przyjemny styl pisania, a całość tekstu tworzy naprawdę świetne opowiadanie (jakich mało w dzisiejszych czasach). Gdy się czyta można wczuć się w bohatera, są zawarte emocję i świetne opisy (coś, z czym mam zawsze problemy – dlatego podwójnie cię podziwiam).
    Prawdopodobnie pozostanę twoją stałą czytelniczką, moja groźna jest straszna, nieprawdaż?
    Interpunkcja? Zgaduje, że piszesz w Wordzie?
    P.S.
    Dodałam cię do swoich linków, mam nadzieje, że nie masz nic przeciwko?
    life-of-heros.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postanowiłam tutaj odpowiedzieć na twój komentarz :)
      Moje opowiadanie nie będzie o Melindzie, a jedynie o jej córce. Właściwie Prolog niewiele wnosi do opowiadania, jest to zaledwie krótka historia, jak ojciec i matka głównej bohaterki się spotkali (po prostu uznałam, że taki dziwaczny prolog jest zabawny i niecodzienny). Nie mniej dziękuje za twój komentarze :)
      P.S.
      Sama mam największy problemy z interpunkcją (gdyż ogólnie jestem dyslektykiem, ale się staram, więc twój komentarz podniósł mnie na duchu).

      Usuń
  7. Jejku ale pięknie napisane. Brak mi słów, ale opisujesz wszystko. Magia. <3 Od dzisiaj staje się Twoją stałą czytelniczką. ;)
    Pozdrawia Anka
    przy okazji zapraszam na nową część opowiadania i konkurs http://ania9716.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń