środa, 3 grudnia 2014

IV

The Apple
 - Jesteś pewien? - zapytał Sherlock
 - Absolutnie, braciszku  - odrzekłem. - Wszyscy sprzymierzeńcy Moriarty'ego pozostali wierni jego poglądom. Na szczęście udało nam się przechwycić część z nich. Będą sądzeni za dwa tygodnie.
 - Część... - Sherlock złożył dłonie jak do modlitwy. - Ile konkretnie?
 - Około czterdziestu osób rozrzuconych po całym świecie. Schwytaliśmy między innymi Irene Adler, okazało się, że ktoś ocalił ją przed egzekucją.
Na zamyślonej twarzy Sherlocka pojawił się lekki uśmiech.
 - A nie powinna być w Ameryce? - zapytał rozpromieniony. - Ochrona świadków i te sprawy? - nie odpowiedziałem.
W tym momencie wyglądaliśmy zupełnie jak w dzieciństwie. Dwóch małych chłopców siedzi w wielkich fotelach, grając w szachy. Zawsze uważano nas za nieco "innych", bo co to za chłopacy, skoro nie tarzają się w błocie, tylko urządzają wojny umysłów. Jak widać ci "inni" zachodzą w życiu dalej... jeśli można tak powiedzieć o Sherlocku.
 - Wiesz coś nowego na temat Mary? - spytał detektyw przesuwając wieżę dwa pola w prawo.
 - Niestety nic konkretnego. Akta z jej przeszłości zniknęły. Nie ma nic. Możemy z tego wywnioskować, że jej historia nie była zbyt kolorowa - przegrywałem tę partię.
-Tak - rzekł Sherlock, przeciągając nieco 'a'. - Trzeba na nią uważać. Nie znudziła cię ta gra?
Nie czekając na moją odpowiedź, wstał okrążył pokój, wykonując przy tym bardzo długie kroki i stanął przede mną z uśmiechem na twarzy.
 - Może herbatki, Mycrofcie? - wyszczerzył się jeszcze bardziej.
 - Kpisz sobie ze mnie braciszku? - również pokazałem mu swoje śnieżnobiałe zęby.
W tym momencie zadzwonił dzwonek, krótki, przepełniony niepewnością.
 - Pani Hudson, niech pani nie otwiera! - krzyknął Sherlock. - Problemy w małżeństwie... nuda.
Pani Hudson nie usłyszała jednak Sherlocka, albo zwyczajnie go zignorowała, gdyż sekundę po tym słychać było ciche trzaśniecie drzwiami, a następnie skrzypienie schodów. Oboje z Sherlockiem milczeliśmy, wsłuchując się w każde powolne skrzypnięcie.
 - Sherlocku, masz gościa - usłyszeliśmy rozradowany głos pani Hudson, która najwyraźniej także zmierzała ku górze. - Jestem pewna, że ucieszysz się na jego widok.
Sherlock mruknął coś pod nosem, chyba nie miał ochoty na kłótnie. Mało mnie obchodzili goście mego brata, ale gdy na twarzy Sherlocka pojawiło się zdziwienie zmieszane z radością, musiałem obejrzeć się w stronę drzwi, w których teraz stał doktor Watson.
 - Mówiłem ci, że przyjdzie - powiedziałem półgłosem do brata.
 - Owszem, znasz się na ludziach lepiej niż ja, wcale tego nie ukrywam - Sherlock starał się ukryć oburzenie.
 - Hm... witaj, Sherlocku, Mycrofcie - odezwał się nagle John, siląc się na uśmiech.
 - Czyżbyś zatęsknił za Baker Street? - zapytałem chłodno, choć nie miałem na myśli obrażenia Johna.
 - Zamknij się, Mycrofcie! - uciszył mnie Sherlock. - Ty już swoje zrobiłeś.
 - Chłopcy, uspokójcie się - wtrąciła się stanowczym tonem Pani Hudson. - Zrobię wam herbaty.
 - Pani również już podziękujemy, pani Hudson - powiedział równie stanowczo Sherlock.
Pani Hudson obróciła się na pięcie i nie wdając się w dyskusję, opuściła mieszkanie.
 - Stęskniłeś się? - zapytał Sherlock z nutą rozbawienia w głosie.
 - Ja... cię... nienawidzę... - wycedził powoli John po czym ruszył szybkim krokiem w kierunku detektywa i mocno go uściskał, dosłownie rzucając się na niego.
 -Hmm... - zaczął Sherlock. - Nie sądzisz, że powinniśmy zostawić to na później?
Detektyw stał sztywno jak pień, nie przytulił doktora, nawet na niego nie spojrzał. Jego wzrok był utkwiony gdzieś w przestrzeń, jakby głęboko nad czymś rozmyślał. Ten widok był co najmniej śmieszny.
 Gdy tylko John uwolnił mego brata, zrobiłem mu miejsce na fotelu i podszedłem do ceramicznego czajniczka aby nalać sobie kawy, którą zaparzył wcześniej Sherlock. Ma dziwną tendencję do zaparzania kawy, której potem wcale nie pije. Oboje usiedli i przez chwilę tylko na siebie patrzyli: Watson wyglądał na wściekłego ale też przepełnionego radością, w przeciwieństwie do Sherlocka, którego twarz jak zwykle nie wiele mówiła, ja jednak umiałem dostrzec jego przygnębienie.
 - Jak... - zaczął niepewnie John. - Jak ty to zrobiłeś? - twarz doktora wręcz promieniowała ciekawością.
Powoli nalałem kawy do małej filiżanki. Sherlock zwlekał z odpowiedzią.
 - Po pierwsze John, chciałbym cię przeprosić - parsknąłem śmiechem, rozlewając trochę czarnego napoju. - Powinienem cię przeprosić - poprawił się detektyw.
 - Przeprosiny przyjęte - odpowiedział szybko John. - Jak...?
 - Nie, naprawdę jest mi żal - przerwał mu Sherlock. - Przykro mi, że musiałeś... - kochany braciszek, nie wie co ludzie robią po stracie bliskich. - ...że  musiałeś robić to co robiłeś - John wybuchnął sztucznym śmiechem.
 - Jak?! - zapytał jeszcze raz, tym razem ostrzej.
 - To był hologram - skłamał Sherlock rzucając mi znaczące spojrzenie.
 - Hologram... - powtórzył cicho Watson, na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, powiedziałbym, że był to wręcz uśmiech psychopaty-mordercy.
 - Tak, hologram - potwierdził Sherlock dużo bardziej stanowczym tonem.
 - Ale przecież... - w tym momencie do pokoju wpadł dość wysoki mężczyzna o siwych włosach i ciemniejszej karnacji, ciemniejszej w porównaniu do mieszkańców Baker Street.
 - Sher... - ledwo łapał oddech. - Bomba.
 Na koszuli mężczyzny dostrzegłem zalaminowaną plakietkę. D.I. Lestrade... nagle otrzymał imię. Pracuje w policji. Detektyw Inspektor. No tak, oczywiste, omiotłem go wzrokiem od stóp do głów, oczywiste, że pracuje w policji. W Londynie ciężko o taką opaleniznę, ale chód, ogólna postawa wszystko wyjaśniają. Skarciłem w duchu sam siebie.
 - Dopiero co wróciłem, a już mnie potrzebują! - ucieszył się Sherlock. - Gdzie tym razem?
 - Szpital - Lestrade spojrzał na Sherlocka w taki sposób, jak skarcony pies na swego pana. - Och, witaj - zwrócił się teraz do Johna, trochę zdziwiony jego obecnością.
 - Idziesz ze mną czy wracasz do Mary być dobrym przed-mężem? - prychnął Sherlock do Johna, wykonując przy tym dziwaczne gesty.
 - Idę - rzekł doktor, rzucając detektywowi wściekłe spojrzenie. Odchrząknąłem.
 - O, Mycrofcie, bardzo mi przykro, chyba muszę cię już pożegnać, kawę dokończysz następnym razem - powiedział Sherlock przesłodzonym tonem.
 - Nie pozbędziesz się mnie tak szybko... braciszku - obdarzyłem go uśmiechem. - Jadę z wami.
Sherlock napuszył się, zrobił kwaśną minę i dumnie wymaszerował z pokoju. Zeszliśmy na dół, gdzie czekały na nas dwa radiowozy. Już chciałem wsiąść do jednego z nich, gdy Sherlock złapał mnie za rękaw.
 - Chyba żartujesz Mycrofcie, jesteś rządem, chyba możesz sobie sprawić swój wóz.
 - Oczywiście - odpowiedziałem spokojnie i zadzwoniłem po Antheę.
Pięć minut później szedłem już nieskazitelnie białym korytarzem, oświetlonym przez oślepiające jarzeniówki, jedna, ta na samym końcu co jakiś czas lekko się ściemniała.
 - Wrócił - usłyszałem smętny głos Sherlocka.
Szybko zlokalizowałem źródło dźwięku i już po chwili stałem w drzwiach niewielkiego laboratorium, na stole coś leżało. Coś, czemu przyglądało się całe zbiorowisko wokół.
 - Co się dzieje, braciszku? - zapytałem trochę zbyt ironicznym tonem.
 - Myliłeś się, drogi Mycrofcie - odpowiedział nie spuszczając wzroku z tajemniczej rzeczy.
 Podszedłem bliżej i przepraszając Johna dotarłem do blatu. Na środku leżało jabłko.
 - Jabłko? - parsknąłem. - Wzięliście jabłko za bombę?
Na twarzy Sherlocka pojawił się grymas, w ręku trzymał żółty zwitek papieru. Czytał jakąś notatkę, czytał tak jakby chciał by każde słowo wsiąknęło w jego umysł. Przeniósł wzrok na owoc. Nie spoglądając na mnie okręcił jabłko za ogarek w taki sposób, jakby szukał w nim jakiś poszlak.
 - O co chodzi? - zapytałem Lestrade'a, ale ten tylko wzruszył ramionami.
Sherlock podparł się żylastymi rękami o pulpit, spojrzał na sufit i wyciągną jedną dłoń, by podać mi kartkę, bym mógł przeczytać to, co on przed chwilą tak bardzo pragnął wchłonąć.
"Oddaję". Tylko to było wyskrobane czarnym długopisem, wyglądało jakby ktoś pisał to w biegu.
 - I co w związku z tym? - spojrzałem na brata. - Co to ma znaczyć?
 - Och, braciszku, to znaczy więcej niż Ci się wydaje - kącik ust Sherlocka zadrgał.
Posłałem mu znaczące spojrzenie.
 - Moriarty. Jim Moriarty. - powiedział Sherlock przygnębiony naszą dezorientacją.
 - Co z nim? - do rozmowy włączył się inspektor.
 - Jak to co z nim?! - podniósł głos załamany detektyw. - Dlaczego wy jesteście tacy prostoliniowi?
 - Po prostu nam wytłumacz. - powiedziała niska, myszowata kobieta, wyglądała na bardzo sympatyczną, zdziwiłem się, że dotąd jej nie zauważyłem.
 - Powiedzmy, że zrobił tą samą sztuczkę, co ja - Sherlock przewrócił oczami. - Bardzo oryginalny.
 - On... żyje?! - Lestrade widocznie nie wierzył słowom mego brata.
 - Oczywiście, że żyje! - nabuzował się Sherlock i pomachał jabłkiem przed oczami wszystkich.
 - Przecież widziałeś, jak przestrzela sobie głowę - wtrąciła kobieta, teraz skojarzyłem, że widziałem ją już wcześniej, nie mogłem sobie jednak przypomnieć jej imienia.
 - A ja widziałem, jak Sherlock rozbija się na chodniku - wtrącił z goryczą John.
 - Nie, ty tylko widziałeś jak leżę na chodniku - wyszczerzył się Sherlock, a John zrobił dziwaczną minę i więcej nie zabrał głosu.
 - Skoro żyje, to gdzie teraz jest? - zapytał podejrzliwie Lestrade.
 - Z pewnością nie tutaj - mruknąłem.
 Nagle powietrze przeszył dźwięk strzałów. Sherlock podbiegł do okna, Lestrade tuż za nim. Oboje zmrużyli oczy przyglądając się ulicy. Sherlock szukał czegoś, co się przyda, Lestrade robił to tylko dlatego, by spróbować taktyki tego pierwszego, widać było, że jego gałki oczne błądzą po ulicy nie widząc nic istotnego.
 - To on? - zapytał inspektor. - Moriarty?
 -  Błagam, myślisz, że Moriarty jest aż tak zdesperowany? - zaśmiał się Sherlock. - Oczywiście, że to nie on.
 - Więc co to było? - nie odpuścił.
 - Banda znudzonych idiotów. - Sherlock zrobił minę, jakby zaraz miał zasnąć. - Za chwilę ich złapią.
 - Więc co z Moriartym? - ciągnął temat Lestrade.
 - Zobaczymy... - odparł stanowczo detektyw.

9 komentarzy:

  1. Już nie mogę się doczekać dalszego ciągu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Matko Bosko Kochano, zazdroszczę talentu ;u;
    Kocham to jak dodajesz do posta obrazki.
    Kocham to, że jest tutaj tak sterylnie i biało, i sagdjhsdagfjasd.
    Ogólnie Twój styl pisania jest bardzo miły w "odebraniu" (xD) i po prostu kocham to czytać.
    Teraz jest dłuższy, więc jestem ucieszona ♥
    Ale zauważyłam dwa błędy ; . ;
    "- Zamknij się Mycrofcie! - uciszył mnie Sherlock."
    Po zamknij się powininnaś postawić przecinek. I tam nad tą wypowiedzią jeszcze, jak John zwraca się do Sherlocka i Mycrofta c:
    Możliwe, że jest więcej, ale jakoś nic nie wyłapałam.
    Przyjemnie się to czytało. Widzę, że masz naprawde dobry pomysł, a to, jak go przedstawisz zależy od Ciebie.
    Na razie mnie nie zawodzisz ;u;
    -Dżim

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooooooch ♥
    Spóźniony Rekin po powrocie internetu.
    Rekin zachwycony, zaznaczmy.
    Trochę mnie boli taki sztywny Sherlock, jedziesz w kanoniczność, ale to Sherlock już po powrocie do Johna, myślę, że powinien być trochę bardziej sympatyczny niż w 1 sezonie #alecojatamwiempocosięwtrącam
    Podoba mi się scena z jabłkiem i opisem powrotu Moriarty'ego - przez chwilę byłam oburzona tym, że Mycroft nie ogarnia Molly, ale potem uznałam, że to w końcu normalne. Wydaje mi się jednak, że powinien on wiedzieć wszystko o znajomych swojego brata.
    John nie będący dobrym mężem ;') Tak, niech idzie za Sherlockiem. Ale mam nadzieję, że za trochę milszym Sherlockiem, bo po tym wszystkim, co przeszli, Johnowi coś miłego się od życia należy, mam nadzieję, że nie zrobisz mu źle.
    No ale w sumie zobaczymy.
    Przeczytałam jednych tchem ;3 scena rodzajowa na Baker Street, hag od Johna, Lestrade (to taksowanie wzrokiem zapachniało mi Mystradem, mój slasherski mózg się tego domaga, ale cóż), uciecha Sherlocka z nowej sprawy :D
    Fajny pomysł na tę scenę, a trudno czasem wpaść na cośdobrego, żeby Moriarty wrócił dobrze, prawda? Plus ciekawi mnie to 'sądzenia za dwa tygodnie', zwłaszcza, że Jim wrócił - więc będą sądzeni? Kto wygra, Jim czy Mycroft?
    Rozdział z punktu widzenia Mycrofta, mniam *.*
    Teraz kilka szczególików: zgibiłas myślnik od dialogu przed 'Nie znudziła ci się ta gra?', plus zabrakło kilku przecinków, ale nie gryzły w oczy, więc nie wypisuję ich bez sensu.
    Dziękuję za kolejny genialny rozdział i czekam na więcej.
    I zabieram się w końcu za pisanie Sherlolly.
    Weny, Morgi, weny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Czemu dopiero teraz zauważyłam rozdział?
    Wybacz za to przeoczenie \(>-<)/ Hańba mi! T-T
    Naprawdę się cieszę, że jednak dodałaś rozdział!
    Ja naprawdę nie wiem, jak Ty to robisz, że one są takie... boskie! Genialne i fanatyczne! Gdy raz się zacznie nie można skończyć... C:
    Zastanawiam się, czemu Sherlock tan bardzo czepia się swojego starszego brata? Na dodatek rozbawiło mnie stwierdzenie Mycrofta o dwóch dzieciach, które nie są zbyt "normalne", ale moim zdaniem takie dzieci są niezwykłe i zawsze osiągają coś w życiu, więc bardzo polubiłam tą tajemniczą postać w Twoim opowiadaniu, którą jest brat Sherlocka.
    Na dodatek przeszłość Mary jest nieznana, co mnie naprawdę martwi. Bo naprawdę kibicuje jej, aby na przekór Sherlocka była z Johnem, bo jakoś... nie wiem, ale to chyba ta chwila, gdy kobiety się jednoczą przeciw takiej... sytuacji? Naprawdę nie wiem, ale kibicuje gorąco Mary, aby dała porządnie popalić panu "Zmartwychwstałemu detektywowi" i aby żyła wraz z Jonem w "przedmałżeńskim" stanie ^^
    Z tym jabłkiem było zamierzanie! Właśnie przez jego dziwne poczucie humoru tak bardzo uwielbiam Mycrofta i ten jego komentarz o bombie :D Leżałam i umierałam ze śmiechu! Nie wiem, czemu ale wręcz zakochałam się w tej postaci *3*
    Nie mam zielonego pojęcia jakim cudem Twoje opowiadanie jest... po prostu brak mi słów, aby jak najlepiej to opisać. Piszesz prostym, ale i zdumiewającym stylem (nie znam się na tym) a robisz to tak dobrze, że człowiek może sobie wszystko tak świetnie wyobrazić w swojej głowie, że czuje się jakby oglądał jakiś serial - przynajmniej tak jest w moim przypadku.
    Twoje zdania wydają się na pierwszy rzut oka proste, ale wręcz powalają, gdy człowiek je czyta. Masz zniewalające poczucie humoru (to najtrudniejsze do zrumienia, bo człowiek zawsze myśli "To był żart, czy nie?" - po prostu uwielbiam <3).
    Jednak to wszystko już wiesz, bo najlepiej wspominałam, ale nie zaszkodzi powtórzyć, gdyż nadal podziwiam Twój talent pisarski :)
    Życzę jak zwykle dużo weny, pełno pomysłów, dużo czasu do pisania i przede wszystkim poskromienia niegrzecznego internetu - oby był teraz grzeczny i posłuszny!
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Naprawdę świetny rozdział.
    Sorki, że komentuję dopiero teraz, ale jakoś tak wyszło.
    Widzę, że akcja się rozkręca.
    Naprawdę świetnie piszesz. Nieprzewidywalnie. Nie wiadmo co się dalej wydarzy. I to mi się bardzo podoba.
    Czekam nq kolejne rozdziały i życzę weny.

    Zapraszam do siebie:
    itsmylife-dontyouforget.blogspot.com
    Zapraszam do komentowania
    xxx

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejku świetny rozdział♥
    Zapraszam na nowe rozdziały :) nosweet-life.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Pochłonęłam dziś całego bloga i muszę stwierdzić, że odczuwam pełen niedosyt, bo jeszcze nie ma kontynuacji.
    Sherlock jest jednym z moich najulubieńszym serialem, lecz Twoja wersja zmartwychwstania Holmesa jest o niebo lepsza niż serialowa.
    Twój blog jest boski, wspaniały styl pisania, przepiękny szablon, na który nie mogę się napatrzeć i idealnie storzone kreacje postaci.
    Cudeńko ♡♡♡♡
    ~Pozdrawiam i zapraszam do siebie
    opowiadanie-dla-beren.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń