The napkins and the wine
- Białe czy pastelowe? - zapytałam,
machając kawałkami materiału przed oczami Johna. - Białe są
lepsze, prawda?
- Szczerze mówiąc, żółty pastel
bardziej mi się podoba, jest radosny i nie tak poważny jak biel.
- Weźmiemy białe, są zdecydowanie
bardziej eleganckie – powiedziałam, gładząc palcami płótno. -
Białe są bardziej delikatne.
- Po co dajesz mi wybór, skoro moja
opinia i tak nie ma znaczenia – naburmuszył się John. - To moje
wesele i jako mężczyzna i przyszła głowa domu mam prawo
zdecydować, bierzemy pastele.
- Jako mężczyzna wybiorę jakiego
koloru będą serwetki – przedrzeźniałam go z uśmiechem.
Siedzieliśmy w salonie, lub
raczej biurze Holmesa na Baker Street. Gospodarz kręcił się w
kółko, ani nie pomagał, ani nie robił nic innego, co mogłoby być
pożyteczne dla świata. Jego obecność mnie irytowała, miałam
wrażenie, że jestem non-stop obserwowana, właściwie to byłam,
ale wydawało mi się, że detektyw jest w stanie prześwietlić moje
myśli na wylot, i właśnie to robi.
John leżał zapadnięty w fotelu
obitym ciemnozieloną skórą, wspierając podbródek dłonią.
Siedzieliśmy w tych samych pozycjach od niemal trzech godzin, a on
nadal nie wyglądał na znużonego, wręcz przeciwnie, na słowo
„ślub” dostawał porządny zastrzyk energii.
- Które wino najbardziej ci smakuje?
- zapytał nieco smętnym głosem.
- Chyba to – wskazałam trzeci
kieliszek od lewej. - Białe, wytrawne, rocznik 2003.
- Zgodzę się na to wino, jeśli ty
zgodzisz się na pastelowe serwetki – pokiwałam głową – ale
zrobisz to z entuzjazmem – przejechał opuszkiem palca po obwodzie
kieliszka.
- Będę bardzo, ale to bardzo
szczęśliwa, mając na weselu te oto pastelowe szmatki –
powiedziałam z intonacją niedoszłego aktora.
Sherlock był na etapie kuchni w swoim
maratonie pokój-kuchnia, gdy stanął jak wryty i patrząc przez
okno westchnął głęboko. Takie westchnięcia nigdy nie wróżyły
miłych pogaduszek.
- Po co wy się właściwie
pobieracie? - zapytał bez jakiegokolwiek wstępu.
- Hm... - zaczął powoli John,
przypominał ucznia, który został poproszony do tablicy. - Na dowód
miłości.
- Co to za dowód? Pierścionek i
wesoła gromada ludzi, którzy przyszli się tylko najeść –
zaczynałam rozumieć dokąd zmierza ta rozmowa.
- Ludzie tak robią, tak jest i tyle,
a tobie nie powinno przeszkadzać, co robię z własnym życiem –
John wskazał palcem Sherlocka, który stał już przodem do nas.
- Zastanawiam się tylko po co... po
co wydawać pieniądze na coś tak nierzeczywistego, a co za tym
idzie nietrwałego, jak miłość – ten człowiek chyba jednak nie
jest człowiekiem.
- Nie zastanawiaj się, tylko to
zaakceptuj, tak jak my akceptujemy twój styl bycia – John tracił
równowagę, wstał i powoli zbliżył się do detektywa.
- Ale John, po co to robisz? Dla tych
ludzi, których nazywasz przyjaciółmi? - Sherlocka wyraźnie
bawiła cała ta sytuacja, jego uśmiech przypominał uśmiech osoby
naćpanej.
John nie odpowiedział, wrócił na
swój fotel i zaczął przeglądać oferty restauracji. Mieliśmy już
jedną na oku. Niewielki lokal położony na obrzeżach Londyn,
niedaleko którego znajdował się dopiero co otwarty hotel. Jutro
mieliśmy spotkać się z właścicielem, by uzgodnić wszystkie
detale.
- Przyjdziesz tylko na ślub, czy
liczyć cię do obiadu weselnego? - zwróciłam się do Sherlocka.
- A kto powiedział, że idę na
tylko ślub? - prychnął. Jeśli on zawsze taki był, a z
opowieści Johna wynikało, że nie był, to nie wiem jak ktokolwiek
mógł z nim wytrzymać dłużej niż jeden dzień.
- Chcesz mi powiedzieć, że
ewidentnie wypniesz się na swojego przyjaciela?! Masz gdzieś
życie jedynej osoby, która się o ciebie troszczy?! - najchętniej
wywaliłabym go z jego własnego mieszkania.
- Mary, pozwól nam porozmawiać
chwilę na osobności – wtrącił się John.
Nie byłam zadowolona z tego pomysłu,
John nie doszedł jeszcze w pełni do siebie po nagłym
zmartwychwstaniu Myśliciela. Media już dawno umilkły, więc oboje
mieli czas na wyjaśnienia, ale jemu wybaczanie nie przychodzi łatwo,
zresztą gdyby to mi ktoś wywinął taki numer, pewnie byłby martwy
po raz kolejny.
Powoli zeszłam na dół, z każdym
krokiem zwalniałam, przysłuchując się rozmowie chłopców.
Dopiero na przedostatnim stopniu usłyszałam głos Johna:
- Jesteś moim najlepszym i
najwierniejszym przyjacielem, bez ciebie nie będzie ślubu –
zatrzymałam się i poczułam jak wypełnia mnie wrogość w stosunku
do Sherlocka. - Bardzo, ale to bardzo zależy mi na tym, byś był ze
mną w tak ważnym dla mnie dniu.
Zrobiłam krok, drewno zaskrzypiało, a
ja odebrałam ten dźwięk ze zdwojoną siłą. Na górze również
ktoś się poruszył i prawdopodobnie szedł w kierunku okna. Jeśli
każdy ma taki słuch, to pani Hudson ma na dole pełen monitoring
naszych kroków.
- Mary? - o wilku mowa. - Coś się
stało?
- Nie, nic, proszę pani –
uśmiechnęłam się. - Ucinają sobie pogawędkę – wskazałam na
schody.
- Niedługo im przejdzie, byli taką
świetną parą – zachichotała pani Hudson. - Chodź kochana,
zrobię nam herbaty, już prawie siedemnasta – lepsze to, niż
siedzenie na schodach. - Tak się cieszę, że John w końcu stał
się normalny, chociaż nie miałam nic przeciwko...
- Pani Hudson – przerwałam –
John i Sherlock nigdy nie byli parą.
- Ależ nie musicie tego przede mną
ukrywać, ja wszystko rozumiem – nie miałam ochoty na kłótnie,
więc odpuściłam.
Mieszkanie pani Hudson było
zupełnym przeciwieństwem tego, czego się spodziewałam, pewnie to
wina godzin spędzonych na górze. Kawalerka była skromnie
wyposażona, ale dawała poczucie bezpieczeństwa. Przytulna,
oświetlona promieniami słońca, wpadającymi przez ogromne okna
była miejscem, w którym można by spędzić całe życie. Powietrze
było przesiąknięte słodkimi perfumami, typowymi dla starszych
kobiet. Nie zauważyłam żadnych zdjęć, jedynie replikę obrazu
Vincenta Van Gogha "Pokój w Arles" zdobiącą ścianę
koloru różu weneckiego.
Usiadłam przy stoliku
przystosowanym dla jednej osoby i obserwowałam gospodynię, która
była dziś przepełniona pozytywną energią. Nastawiła czajnik i
krojąc kawałki sernika nuciła pod nosem jakąś współczesną
piosenką usłyszaną prawdopodobnie w radiu. Woda zagotowała się
wyjątkowo szybko, pani Hudson zalała wrzątkiem torebki w małych
porcelanowych filiżankach i podała do stołu, czy raczej stoliczka.
- Jak idą przygotowania? -zapytała?
- Zgadzamy się tylko w sprawie
restauracji – jednostajnym ruchem mieszałam napój, smętnym
wzrokiem obserwując pływające w nim fusy.
- No to na zaproszenia musimy jeszcze
trochę poczekać – próbowała mnie rozbawić pani domu.
- Na szczęście wypisywanie ich nie
zajmie dużo czasu, John wymyślił sobie niebieskie koperty – ta
myśl przywróciła mi uśmiech.
- Poznaliście już swoje rodziny? -
nagła zmiana tematu lekko mnie zaskoczyła.
- Osobiście nie, ale dużo słyszałam
o siostrze Johna – tym razem ja zaskoczyłam panią Hudson. - Z
moją rodziną nie utrzymuję kontaktu.
Zauważyłam zmieszanie i żal na
twarzy gosposi i już chciałam się usprawiedliwić, kiedy dobiegły
nas odgłosy z korytarza. Niepewnym krokiem podeszłam do drzwi
prowadzących na przedpokój i w tej samej chwili z drugiej strony
otworzył je inspektor Lestrade. Przez chwilę go nie poznawałam i o
mało co nie dostałam zawału, kiedy na mnie wpadł. Był blady,
zdecydowanie zbyt blady na człowieka, którego znałam. Wydawał się
wręcz przezroczysty. Nie miałam pojęcia skąd taka zmiana, w tak
entuzjastycznym człowieku. Od dawna coś musiało go dręczyć, a
żadne z nas nie zwróciło na to uwagi, mimo że na Baker Street
bywał niemalże codziennie. Gdyby nie jego cera, powiedziałabym, że
właśnie spędził najprzyjemniejsze chwile swojego życia. Targały
nim uczucia, był szczęśliwym, uśmiechniętym Gregiem, a
jednocześnie zestresowanym policjantem Scotland Yardu.
- Morderstwo... - wysapał i
popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem, jakby prosił, bym wypuściła
Johna na miejsce zbrodni.
Nareszcie doczekałam się rozdziału!
OdpowiedzUsuńJohn jak na mężczyznę jest bardzo zainteresowany swoim ślubem i wręcz uśmiecham się szeroko na wspomnienie ich małej kłótni na ten temat, aż dziw, że Sherlock wytrzymał tak długo bez żadnej zaczepki.
Trochę szkoda mi Mary, bo ja na jej miejscu też poczułabym się jak drugie skrzypce i była zazdrosna o przyjaciela mojego narzyczonego! (Gdybym takowego nagle znalazła). Pani Hudson mnie zszokowała swoją tezom na temat domniemanego związku Johna i Sherlocka, a moja dziwaczna wyobraźnia już podsunęła mi ich dwojga w miłosnym uścisku -_-
Mary ma świętą rację, że nie próbowała kłócić się z panią Hudson na jej cudacznej tezy o Johnie i Sherlocku.
W końcu ktoś kogoś zabił! Niech pan detektyw się ruszy, bo jeszcze zardzewieje :D
Jestem szczerze zaciekawiona jak będzie wyglądało to dochodzenie i czy John weźmie w nimudział?
Zastanawia mnie również coraz bardziej przeszłość Mary, jak również siostra Johns. Ogólnie to byłam strasznie zasoczona na wieść o siostrze Johna :P Nieźle mnie tym zaskoczyłaś!
Rozdział jest fantastycznie, cudownie wspaniały! Z resztą, jak każdy który napiszesz :D Man cichą nadzieje, że zaczną pijawiać się częściej!
Życze morza weny, góry pomysłów i mnóstwa czasu wolnego!
Z góry przepraszam za błędy, ale pisze z telewonu :/
Pozdrawiam^^
Wreszcie, Morgano, wreszcie. Nawet nie wiesz, jaka byłam szczęśliwa, rano wchodząc na bloggera.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że zdjęcia Ci się nie końcą, ehehe. To zdjęcie jest puurfect. Pierwszy odcinek, Gavi... Przepraszam, Greg oraz John. Na miejscu morderstwa Różowej Damy... Ah *ociera wyimaginowaną łezkę* wspomnienia!
Rozdział sam wygląda bardzo stylistycznie, zwłaszcza połączony z bielą tego szablonu. Jednak były błędy. Te, które zauważyłam, wymienię.
Dobrze, na przykład:
"- Białe czy pastelowe? - zapytałam machając kawałkami materiału przed oczami Johna."
Po "zapytałam" trzeba postawić przecinek, ponieważ tu są dwa orzeczenia.
-"Szczerze mówiąc żółty pastel bardziej mi się podoba"... Zawsze mi się wydawało, że po "szczerze mówiąc" stawia się przecinek, znowu wina orzeczenia.
-"powiedziałam gładząc palcami płótno" Tutaj też przydałoby się poprawić błąd pomiędzy orzeczeniami. Po "powiedziałam" przecinek.
I trochę nie rozumiałam, o co chodzi z tą wymianą zdań:
"- Które wino najbardziej ci smakuje? - zapytałam nieco smętnym głosem.
- Chyba to – wskazałam trzeci kieliszek od lewej. - Białe, wytrawne, rocznik 2003."
Mary rozmawia sama ze sobą...? *xD* No, widocznie z Johnem, ale nie rozumiem składni zdań. Jestem po prostu głupia.
Pewnie pisałaś na telefonie, więc wszystko jest zrozumiałe, poza tym błędy robi każdy. Ja nawet więcej *;_;*
Ale wracając do opowiadania - widzę, że Mary na razie się nie przyzna. I chyba nie zamierza, o ile coś jej nie zmusi.
Podoba mi się to, że Sherlock i Mary nie dogadują się tak, jak w serialu. Poza tym w serialu nie ma Harriet, musisz ją dać, plz.
;_;
I to morderstwo na samym końcu... Jestem prawie pewna, że Grah... Greg nie byłby tak szczęśliwy, gdyby to było zwykłe morderstwo. Coś się musiało stać. SHEERRRRLOOOOCKKKK.
Podoba mi się, że przedstawiłaś Sherlocka w taki sposób. W odpowiedni. Taki Sherlock był, nie wzbudzał sympatii.
Chyba jednak nie dasz Johnlocka *:'(* Meh, trudno. Chociaż... warto mieć marzenia... *ehehe*
Twój styl pisania bardzo mi odpowiada. W tym rozdziale było mniej opisów *oprócz mieszkania pani hatzon* za to dużo dialogów, za co Dzięka Bogu.
*tak, dzięka* *ja tak mówię*
Uwielbiam tego bloga ;_; Jest jednym z najlepszych - obok bloga Rekinga Morgałze.
Eh...
Nie pozwól mi tyle czekać! Proszę ;_; Skoro masz już napisany, to wstaw jutro albo pojutrze, gdy będzie tutaj dosyć komentarzy.
Proszę.
-Napoleon
Poprawione, piszę w Office, więc jest jeszcze gorzej, dialogi zaczynały mi się numeracją, dzięki autokorekcie XD
OdpowiedzUsuńMarzenia się spełniają, Napoleonku ;)
I właśnie zdałam sobie sprawę, że w tym napisanym już rozdziale, sto razy zmieniałam perspektywę i wszytko muszę naprawić ;-;
Aaaaaaaaaaaa!
OdpowiedzUsuń*uspokaja się przez 5 minut*
Jeju, jakie cudo. Podoba mi się, podoba mi się ta dyskusja o serwetkach i winie. I Sherlock wydał mi się wiarygodny, ale trochę dziwnie mi się czytało, chyba uświadomiłam sobie, że strasznie dawno nie czytałam porządnego fika do Sherlocka, zajęta innymi fandomami. Miło wrócić :)
W tym rozdziale strasznie mi się spodobały opisy, mieszkanie pani Hudson i wygląd Lestrade'a, lepiej bym tego nie napisała.
Błędy już poprawione, więc nie mam co pisać tutaj.
'Myśliciel', no nieźle :)
Tak, niech wypuści Johna, bo będę się bić. A jak pójdzie z nimi to nie wiem, co zrobię.
Ooo, to naprawiaj i publikuj, bo my tu czekamy
Reg ;)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńsuper blog, ciekawie piszesz i przyjemnie sie czyta!
OdpowiedzUsuń